Forum dyskusyjne. Przyjazne forum.
http://www.nakazdytemat.pl/

Wasze ulubione wiersze
http://www.nakazdytemat.pl/literatura-sztuka-i-poezja/wasze-ulubione-wiersze-vt1197,30.htm
Strona 4 z 11

Autor:  eirene [ 2008-01-10, 20:39 ]
Tytuł: 

"Bądź przy mnie blisko
bo tylko wtedy
nie jest mi zimno

chłód wieje z przestrzeni

kiedy myślę
jaka ona duża
i jaka ja

to mi trzeba
twoich dwóch ramion zamkniętych
dwóch promieni wszechświata"
H. Poświatowska

"Miłość to znaczy popatrzeć na siebie,
Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.
A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie,
Ze zmartwień różnych swoje serce leczy,
Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu.
Wtedy i siebie, i rzeczy chce użyć,
Żeby stanęły w wypełnienia łunie.
To nic, że czasem nie wie, czemu służyć:
Nie ten najlepiej służy, kto rozumie."
Miłosz

Autor:  różowy migdał [ 2008-01-14, 16:34 ]
Tytuł: 

Wisia moja kochana Szymborska

Sto pociech

Zachciało mu się szczęścia,
Zachciało mu się prawdy,
Zachciało mu się wieczności,
Patrzcie go!

Ledwie rozróżnił sen od jawy,
Ledwie domyślił się, że to on,
Ledwie wystrugał ręką z płetwy rodem
Krzesiwo i rakietę,
Łatwy do utopienia w łyżce oceanu,
Za mało nawet śmieszny, żeby pustkę śmieszyć,
Oczami tylko widzi,
Uszami tylko słyszy,
Rekordem jego mowy jest tryb warunkowy,
Rozumem gani rozum,
Słowem: prawie nikt,
Ale wolność mu w głowie, wszechwiedza i byt
Poza niemądrym mięsem, patrzcie go!

Bo przecież chyba jest
Naprawdę się wydarzył
Pod jedną z gwiazd prowincjonalnych.
Na swój sposób żywotny i wcale nie ruchliwy.

Jak na marnego wyrodka kryształu-
Dość poważnie zdziwiony.
Jak na trudne dzieciństwo w koniecznościach stada-
Nieźle już poszczególny.
Patrzcie go!

Tylko tak dalej, dalej choć przez chwilę,
Bodaj przez mgnienie galaktyki małej!
Niechby się wreszcie z grubsza okazało,
Czym będzie , skoro jest.
A jest- zawzięty.

Zawzięty, trzeba przyznać, bardzo.
Z tym kółkiem w nosie, w tej todze, w tym swetrze.
Sto pociech, bądź co bądź.
Niebożę.
Istny człowiek.

Autor:  Bestia [ 2008-03-05, 20:28 ]
Tytuł: 

o widzę że Szymborska, Białoszewski , Miłosz etc. sa tu w modzie - cieszy mnie to bardzo :D sama mam swoistą manię na punkcie poezji... (tak sie składa ze mam wszystkie tomiki poetów tu wymienionych) , pokolenie kolumbów miało to do siebie że dogłebnie opisywało życie w czasach wojny , dzieki nim możemy to poczuc (ale wątpię by ktoś zrozumiał co czuli oni i ludzie im podobni) . Poezja pokazuje nam świat w zupełnie innych barwach niźli rzeczywistośc - a czasami jest jej wiernym obrazem ... Kocham polską poezję ale ostatnio szukam tez poza granicami naszego kraju - jednym z ulubionych poetów jest William Blake .

Chora róża

Różo, tyś chora:
Czerw niewidoczny,
Niesiony nocą
Przez wicher mroczny,

Znalazł łoże w szczęśliwym
Szkarłacie twego serca
I ciemną, potajemną
Miłocią cię umierca.

(tłum. Stanisław Barańczak)

Autor:  ema [ 2008-07-12, 16:36 ]
Tytuł: 

Co to jest miłość


Co to jest miłość

Nie wiem

Ale to miłe

Że chcę go mieć

Dla siebie

Na nie wiem

Ile



Gdzie mieszka miłość

Nie wiem

Może w uśmiechu

Czasem ją słychać

W śpiewie

A czasem

W echu



Co to jest miłość

Powiedz

Albo nic nie mów

Ja chce cie miec

Przy sobie

I nie wiem

Czemu

J. Kofta

Kocham ten wiersz :)

Autor:  Piorun [ 2008-10-17, 19:53 ]
Tytuł: 

Napewno Reduta Ordona, to dla mnie niekwestionowana klasyka:

REDUTA ORDONA
OPOWIADANIE ADIUTANTA (A. Mickiewicz)


Nam strzelać nie kazano. - Wstąpiłem na działo

I spójrzałem na pole; dwieście armat grzmiało.

Artyleryi ruskiej ciągną się szeregi,

Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi;

I widziałem ich wodza: przybiegł, mieczem skinął

I jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął;

Wylewa się spod skrzydła ściśniona piechota

Długą czarną kolumną, jako lawa błota,

Nasypana iskrami bagnetów. Jak sępy

Czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy.



Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona,

Jak głaz bodzący morze, reduta Ordona.

Sześć tylko miała armat; wciąż dymią i świecą;

I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą,

Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy,

Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy.

Patrz, tam granat w sam środek kolumny się nurza,

Jak w fale bryła lawy, pułk dymem zachmurza;

Pęka śród dymu granat, szyk pod niebo leci

I ogromna łysina śród kolumny świeci.



Tam kula, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje.

Ryczy jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje; -

Już dopadła; jak boa śród kolumn się zwija,

Pali piersią, rwie zębem, oddechem zabija.

Najstraszniejszej nie widać, lecz słychać po dźwięku,

Po waleniu się trupów, po ranionych jęku:

Gdy kolumnę od końca do końca przewierci,

Jak gdyby środkiem wojska przeszedł anioł śmierci.



Gdzież jest król, co na rzezie tłumy te wyprawia?

Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia?

Nie, on siedzi o pięćset mil na swej stolicy,

Król wielki, samowładnik świata połowicy;

Zmarszczył brwi, - i tysiące kibitek wnet leci;

Podpisał, - tysiąc matek opłakuje dzieci;

Skinął, - padają knuty od Niemna do Chiwy.

Mocarzu, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy,

Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże,

Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże, -

Warszawa jedna twojej mocy się urąga,

Podnosi na cię rękę i koronę ściąga,

Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojej głowy,

Boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy!



Car dziwi się - ze strachu. drzą Petersburczany,

Car gniewa się - ze strachu mrą jego dworzany;

Ale sypią się wojska, których Bóg i wiara

Jest Car. - Car gniewny: umrzem, rozweselim Cara.

Posłany wódz kaukaski z siłami pół-świata,

Wierny, czynny i sprawny - jak knut w ręku kata.



Ura! ura! Patrz, blisko reduty, już w rowy

Walą się, na faszynę kładąc swe tułowy;

Już czernią się na białych palisadach wałów.

Jeszcze reduta w środku, jasna od wystrzałów,

Czerwieni się nad czernią: jak w środek mrowiaka

Wrzucony motyl błyska, - mrowie go naciska, -

Zgasł - tak zgasła reduta. Czyż ostatnie działo

Strącone z łoża w piasku paszczę zagrzebało?

Czy zapał krwią ostatni bombardyjer zalał?

Zgasnął ogień. - Już Moskal rogatki wywalał.



Gdzież ręczna broń? - Ach, dzisiaj pracowała więcej

Niż na wszystkich przeglądach za władzy książęcej;

Zgadłem, dlaczego milczy, - bo nieraz widziałem

Garstkę naszych walczącą z Moskali nawałem.

Gdy godzinę wołano dwa słowa: pal, nabij;

Gdy oddechy dym tłumi, trud ramiona słabi;

A wciąż grzmi rozkaz wodzów, wre żołnierza czynność;

Na koniec bez rozkazu pełnią swą powinność,

Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci,

Żołnierz jako młyn palny nabija - grzmi - kręci

Broń od oka do nogi, od nogi na oko:

Aż ręka w ładownicy długo i głęboko

Szukała, nie znalazła - i żołnierz pobladnął,

Nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął;

I uczuł, że go pali strzelba rozogniona;

Upuścił ją i upadł; - nim dobiją, skona.

Takem myślił, - a w szaniec nieprzyjaciół kupa

Już łazła, jak robactwo na świeżego trupa.



Pociemniało mi w oczach - a gdym łzy ocierał,

Słyszałem, że coś do mnie mówił mój Jenerał.

On przez lunetę wspartą na moim ramieniu

Długo na szturm i szaniec poglądał w milczeniu.

Na koniec rzekł; "Stracona". - Spod lunety jego

Wymknęło się łez kilka, - rzekł do mnie: "Kolego,

Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam na wale,

Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest?" - "Jenerale,

Czy go znam? - Tam stał zawsze, to działo kierował.

Nie widzę - znajdę - dojrzę! - śród dymu się schował:

Lecz śród najgęstszych kłębów dymu ileż razy

Widziałem rękę jego, dającą rozkazy. -

Widzę go znowu, - widzę rękę - błyskawicę,

Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę,

Biorą go - zginął - o nie, - skoczył w dół, - do lochów"!

"Dobrze - rzecze Jenerał - nie odda im prochów".



Tu blask - dym - chwila cicho - i huk jak stu gromów.

Zaćmiło się powietrze od ziemi wylomów,

Harmaty podskoczyły i jak wystrzelone

Toczyły się na kołach - lonty zapalone

Nie trafiły do swoich panew. I dym wionął

Prosto ku nam; i w gęstej chmurze nas ochłonął.

I nie było nic widać prócz granatów blasku,

I powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku.

Spojrzałem na redutę; - wały, palisady,

Działa i naszych garstka, i wrogów gromady;

Wszystko jako sen znikło. - Tylko czarna bryła

Ziemi niekształtnej leży - rozjemcza mogiła.

Tam i ci, co bronili, -i ci, co się wdarli,

Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli.

Choćby cesarz Moskalom kazał wstać, już dusza

Moskiewska. tam raz pierwszy, cesarza nie słusza.

Tam zagrzebane tylu set ciała, imiona:

Dusze gdzie? nie wiem; lecz wiem, gdzie dusza Ordona.

On będzie Patron szańców! - Bo dzieło zniszczenia

W dobrej sprawie jest święte, Jak dzieło tworzenia;

Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze.

Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze,

Kiedy ziemię despotyzm i duma szalona

Obleją, jak Moskale redutę Ordona -

Karząc plemię zwyciężców zbrodniami zatrute,

Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę.

Pozatym może jeszcze wiersz z roku 1915ego:

TA, CO NIE ZGINĘŁA (Edward Słoński)

Rozdzielił nas, mój bracie,
zly los i trzyma straż -
w dwoch wrogich sobie szańcach
patrzymy śmierci w twarz.

W okopach pełnych jęku,
wsłuchani w armat huk,
stoimy na wprost siebie -
ja - wróg twój, ty - mój wróg!

Las płacze, ziemia płacze
świat cały w ogniu drży...
W dwóch wrogich sobie szańcach
stoimy ja i ty.

Zaledwie wczesnym rankiem
armaty zaczną grać,
ty świstem kul morderczym
o sobie dajesz znać.

Na nasze niskie szańce
szrapnelów rzucasz grad
I wołasz mnie i mówisz:
To ja, twój brat... twój brat!

Las płacze, ziemia płacze,
w pożarach stoi świat,
a ty wciąż mówisz do mnie:
To ja, twój brat... twój brat!

O, nie myśl o mnie bracie,
w śmiertelny idąc bój,
I w ogniu moich strzałów,
jak rycerz mężnie stój!

A gdy mnie zdala ujrzysz,
od razu bierz na cel
I do polskiego serca
moskiewską kulą strzel.

Bo wciąż na jawie widzę
I co noc mi się śni,
że TA, CO NIE ZGINĘŁA,
wyrośnie z naszej krwi.


Pozatym jeszcze bardzo lubie ten wiersz:)


KOWAL(L.Staff)


Całą bezkształtną masę kruszców drogocennych,

Które zaległy piersi mej głąb nieodgadłą,

Jak wulkan z swych otchłani wyrzucam bezdennych

I ciskam ją na twarde, stalowe kowadło.



Grzmotem młota w nią walę w radosnej otusze,

Bo wykonać mi trzeba dzieło wielkie, pilne,

Bo z tych kruszców dla siebie serce wykuć muszę,

Serce hartowne, mężne, serce dumne, silne.



Lecz gdy ulegniesz, serce, pod młota żelazem,

Gdy pękniesz, przeciw ciosom stali nieodporne:

W pył cię rozbiją pięści mej gromy potworne!



Bo lepiej giń, zmiażdżone cyklopowym razem,

Niżbyś żyć miało własną słabością przeklęte,

Rysą chorej niemocy skażone, pęknięte.

Autor:  ema [ 2008-10-17, 19:57 ]
Tytuł: 

Wisława Szymborska
"Nienawiść"

Spójrzcie, jaka wciąż sprawna,

jak dobrze się trzyma

w naszym stuleciu nienawiść

Jak lekko bierze wysokie przeszkody,

Jakie to łatwe dla niej - skoczyć, dopaść.



Nie jest jak inne uczucia.

Starsza i młodsza od nich równocześnie.

Sama rodzi przyczyny,

które ją budzą do życia.

Jeśli zasypia, to nigdy snem wiecznym.

Bezsenność nie odbiera jej sił, ale dodaje.



Religia nie religia

byle przyklęknąć na starcie.

Ojczyzna nie ojczyzna -

byle się zerwać do biegu.

Niezła i sprawiedliwość na początek.

Potem już pędzi sama.

Nienawiść. Nienawiść.

Twarz jej wykrzywia grymas

ekstazy miłosnej.



Ach, te inne uczucia -

cherlawe i ślamazarne.

Od kiedy to braterstwo

może liczyć na tłumy?

Współczucie czy kiedykolwiek

pierwsze dobiło do mety?

Zwątpienie ilu chętnych porywa za sobą?

Porywa tylko ona, które swoje wie.



Zdolna, pojętna, bardzo pracowita.

Czy trzeba mówić ile ułożyla pieśni.

Ile stronic historii ponumerowała.

Ile dywanów z ludzi porozpościerała

na ilu placach, stadionach.



Nie okłamujmy się:

potrafi tworzyć piękno.

Wspaniałe są jej łuny czarną nocą.

Świetne kłęby wybuchów o różanym świcie.

Trudno odmówić patosu ruinom

i rubasznego humoru

krzepko sterczącej nad nimi kolumnie.



Jest mistrzynią kontrastu

miedzy łoskotem a ciszą,

miedzy czerwoną krwią a białym śniegem.

A nade wszystko nigdy jej nie nudzi

motyw schludnego oprawcy

nad splugawioną ofiarą.



Do nowych zadań w każdej chwili gotowa.

Jeżeli musi poczekać, poczeka.

Mowią że ślepa. Ślepa?

Ma bystre oczy snajpera

i śmiało patrzy na przyszłość

- ona jedna.

;)

Autor:  Piorun [ 2008-10-17, 19:57 ]
Tytuł: 

Zapomiałem dodać jednego z moich ulubionych wierszy:

ZABITE DRZEWO (L.Staff)


Z ciemnych mojego lasu drzew jedno najcichsze

Ukochałem, najbardziej smutne i najwiotsze:

Brzozę, co nie szumiała w najszaleńszym wichrze,

Zawsze niema, choć wiatru wiew się o nią otrze.



Wszystkich innych drzew znałem najlżejsze poszumy,

Tylko to jedno tajni swej mi nie otwarło...

Próżno je ma tęsknota wśród bladej zadumy

Oplata, by w nim duszę ożywić zamarłą.



Nie wiał wicher, któremu obudzić je dano...

I gniew wstał we mnie... Dłońmi chwyciłem włos brzozy

I targnąłem, by wydrzeć choć skargę, jęk grozy...



Milczała... Mocą dziką, szaleństwem wezbraną,

Połamałem ją... - Leży zabita mą dłonią...

Nie wyszumiała tajni swej... A wichry gonią...



Ktoś w temacie wspominał o Baczyńskim. Też lubie jego wiersze, więc nie będe już się powtarzał.

Autor:  ema [ 2008-10-17, 20:01 ]
Tytuł: 

Orfeuszu
Gdzie jesteś?
Pomyliłeś
Znów piętra
Ja cię czekam
Na ziemi
Piętro niżej
Od piekła

Tutaj wszystko
Jest czyjeś
Tylko łzy są
Niczyje
Orfeuszu
Na ziemi
Się żyje

Orfeuszu
Mężczyźni
Przybierali
Twą postać
Tyle rąk
Tyle ust
Tyle rozstań

Orfeuszu
Przebaczysz
Przecież sam tak
Śpiewałeś:
Tylko drzewa
Umieją
Być same

Orfeuszu
Kłamali
Skradzionymi
Słowami
Które tobie
Ukradli
Kochany

Trzeba było
Je chronić
Teraz znają
Je wszyscy
Powtarzają
Kiedy chcą
Niszczyć

Orfeuszu
Gdzie błądzisz
Piętro niżej
Zjedź windą
Orfeuszu
Nie zdążysz
A za chwilę
Znów przyjdą

Orfeuszu
Gdzie jesteś?
Pomyliłeś
Znów piętra
Ja cię czekam
Na ziemi
Piętro niżej
Od piekła

Orfeuszu
Za późno
Patrzysz czemu
Tak pusto
Orfeuszu
Zabiło
Mnie lustro


***


NIEKIEDY WYSTARCZY
kilka słów
powiedzianych przez telefon
włożonych w kopertę
wysłanych na adres
kogoś kto samotność
zna bardzo dokładnie
na każdej drodze
potyka się o nią

czasami wystarczy
kilka chwil skradzionych
ciepło czyjejś dłoni
pochwycone w biegu
czyjś uśmiech znany
wyłowiony w tłumie
który wracał będzie
nocą bezsenną
kiedy gwiazdy płaczą

do szczęścia trzeba
tak bardzo niewiele
wystarczy że będziesz
na odległość ręki
na głębokość wzroku
na słyszalność serca
wystarczy że słowa
wyrosną jak mosty

chyba najtrudniej
spełnić marzenia
te najbardziej proste.
W.Buryła


***



Kiedy umrę to nie płacz nade mną,
kochaj dalej,
ciesz się życiem,
baw się
kiedy mnie nie będzie
nie wspominaj
nie smuć, ale...

zapisuj w listach spadających z drzew
melodie nowe wciąż i zanuć mi,
a echem dzwonków leśnych wrócę

raz jeszcze zanuć mi..

o liściach miłości wiosną zielonych
o liściach jesienią dojrzałych
przed chłodem zimy dobrze otulonych
serca biciem...

Autor:  Piorun [ 2008-10-17, 20:05 ]
Tytuł: 

Jeszcze dodam jeden, chociaż to raczej tekst piosenki z przed 40u lat niż wiesz. Autor K. Klenczon:

Biały krzyż

wraca pamięć o tych,
których nie ma

Gdy płonęły góry,
Gdy płonęły lasy,
Gdy zapłonął nagle świat,
Gdy kiwnęłeś głowa: "tak"
I ruszyłeś w bój
Walczyłeś wśród zielonych pól
Podniosłeś czarną broń
Szłeś by walczyć o nowy dzień,
o swój dom,
o to by mieć własny kąt
Twoje słowa : "nie spoczniemy,
nie zginiemy i nie poddamy się"
Nagle pomysliłeś się
I ucichła pieśń
I, Ty mój kochany, zginęłeś

A teraz pod tymi białymi krzyżami,
Między okrutnymi bezdrożami,
Nikt nie wie kto dziś
Pod nimi śpi
I nie pomógł wam los
Wrócić do swych stron

ten wiersz dedykuje wszystkim Polakom, którzy polegli na wojnie,
a w szczególności moim dwum dziadkom .
Klenczon

Autor:  Behemot [ 2008-10-17, 20:58 ]
Tytuł: 

Uwierz w Anioły
nawet jeśli ich skrzydła są czarne
Uwierz w Diabła
choćby na jego rogach spoczywała
płonąca aureola

Uwierz w ślepą miłość
i równie ślepą nienawiść
Uwierz w słowa, z których szydzi czas
Uwierz w strach

Uwierz oczom i spragnionym dłoniom
obrazom pełnym barw i zaklętego
Milczenia
Uwierz w dotyk, w muzykę i w głos,
i w ciszę
Uwierz w tysiące codziennych spraw

Któregoś dnia uwierz
we mnie

Strona 4 z 11 Strefa czasowa: UTC + 2
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/